MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ…A MISTRZAMI STAJEMY SIĘ W TYM CO TRENUJEMY, A NIE POWTARZAMY
Każdy z nas co najmniej raz zetknął się z osobą, która opowiada historie zmierzające donikąd, czyż nie?
Zaczyna się nawet nieźle. Potem opowieść krąży wokół tego, jak poznali swojego małżonka, a potem przechodzimy do ich pierwszego pokoju w akademiku, z poboczną wycieczką do tego głęboko kształtującego wydarzenia, które miało miejsce w trzeciej klasie szkoły podstawowej, kontuzji palca dłoni w trakcie ostatniego wyjazdu na narty, oraz problemów babci z oddychaniem, a następnie…
Gdzieś tam na pewno jest jakiś punkt docelowy.
Ale zanim nadejdzie, zaczynasz nerwowo przestępować z nogi na nogę i szukać wzrokiem osoby, która mogłaby przyjść z pomocą. Bez powodzenia. Bardziej niż mniej jesteś zdany na siebie. Po kilku chwilach wywracasz w myślach oczami i chwytasz się jak tonący brzytwy myśli o pilnym telefonie, obmyślając strategię exit planu.
Nudne i irytujące, nieprawdaż?
Upewnij się więc, że twoi odbiorcy nigdy nie będą tak traktować przesłanych przez ciebie umów.
Mniej znaczy więcej…
Podstawowy błąd, który wciąż widzę w umowach, nie tylko w IT, to brak jednej myśli wiodącej, towarzyszącej każdej części, paragrafowi czy zdaniu. Chaos, brak spójności i wewnętrzne rozdarcie twórcy dokumentu zaciemnia obraz i utrudnia wyłuskanie sensu współpracy. W konsekwencji prowadząc do irytacji i frustracji po drugiej stronie ekranu.
Tworzenie bezcelowych, rozmytych treści marnuje twój czas. Co gorsza, marnuje czas odbiorców.
Dobra wiadomość jest taka, że kreatywnego pisania umów można się nauczyć. W ramach samodoskonalenia albo na warsztatach z trenerem.
Jak to mówią, człowiek staje się mistrzem w tym co trenuje, a nie w tym co powtarza.